Nikt, tak jak on, nie potrafił obić stylowego krzesła, kanapy, szezlonga. Nikt,
tak jak on, nie potrafił połączyć niewidzialnym szwem hektarów czarnej
podłogówki, aksamitnych kotar, albo zwykłego z pozoru płótna bete. Wierzył,
że w teatrze każdy powołany jest do bycia artystą. Nawet zwykły tapicer.
Starzy pracownicy pamiętają, jak po wielodniowej harówce, siedział
przy maszynie do szycia na górnym foyer, z opuszczoną głową. Wydawało
się, że po policzku spływała łza. Pewnie z radości. Cała widownia pokryta
była misternie uszytymi płóciennymi zaspami, wśród których stała samotna
brzoza. W sinych filtrach reflektorów wyglądało to bajecznie. Pewien
student, który siekierą zabił staruszkę, miał być zesłany na tę Syberię, by
odbywać pokutę i szukać miłosierdzia u Boga. Ale nie został zesłany na
tę akurat Syberię. Zmieniła się koncepcja. W teatrze często tak przecież
bywa. Nawet tuż przed premierą. Spektakl powstał w innej przestrzeni
i odniósł światowy sukces. Niedawno, kiedy żegnaliśmy wielkiego artystę,
który go stworzył, przypomniała mi się także ta łza, prostego teatralnego
rzemieślnika. On już od dawna zszywał obłoki i cerował dziury
w Niebieskim Teatrze. Nie dlatego, żeby był jakimś świętym. Wady przecież
też miał. Za kołnierz nie wylewał nigdy. Taka robota. Ale też tej roboty
nie zawalił nigdy. Co to, to nie. Robota była dla niego najważniejsza. Lubił
pomagać na Niedużej Scenie Niemłodego Teatru. Pan Kierownik cenił
go za fachowo wykonaną pracę i zawsze ugościł szklanką gorącej herbaty,
okraszonej niekiedy paroma kroplami spirytusu. Spirytus dyżurował
w szafce i służył głównie do czyszczenia głowic profesjonalnych, szpulowych
magnetofonów. Oczywiście był najlepszy z możliwych. Innego głowice
ze szlachetnej stali nie tolerowały. Zdarzyło się pewnego zimowego
poranka, że na scenie pracowali także maszyniści. Kiedy przyszła pora na
przerwę, Pan Kierownik zalał wiórka wrzątkiem i ze smutkiem stwierdził, że
po ostatnim czyszczeniu głowic, dyżurny zasobnik był już pusty. Panowie
herbata, zawołał. Pierwszy wkroczył do bufetu sędziwy mistrz tapicerski.
Chwycił zziębniętymi dłońmi pierwszą z brzegu szklankę, upił łyk i przytomnie
stwierdził – nie moja.
tekst
zbigniew stanisław kaleta