To nic, że jeszcze dokucza kolan osłabłych drżenie, a rozeschnięte krzesła
tak skrzypią gdzieś obok sceny. Już zaraz wbiegnę. To Teatr. Koło magiczne
pod księżycem umownym, pisała Nina Andrycz. Przypomniał sobie te słowa
biegnąc któregoś dnia na poranną próbę. Na rampie, na deszczu, stały
samotnie dwa stare krzesła. Im też dokuczało już kolan osłabłych drżenie,
ale nie rozczulały się nad sobą. Przyjmowały swój los z godnością, stojąc.
Przekreślony czerwonym mazakiem numer ewidencyjny. Skasowana
kartoteka. Wiedział, co to znaczy. Stały samotnie na rampie, wykluczone
z ciepłej meblarni. Nie mogły liczyć nawet na honorowe całopalenie
w teatralnej kotłowni. Nie te czasy. Wiadomo, bezobsługowe kotły gazowe,
automatyka. Wiekowy meblarz, dzisiaj już świętej pamięci powiadał,
że przedmioty w teatrze też mają duszę i zachowują pamięć tych setek
przedstawień, w których grały. Zawsze wiedzą, jak się zachować. Nie zadrżą
w czasie burzy. Nie skrzypną w czasie tragicznego monologu. Dwa stare
krzesła stały samotnie na rampie. Wiedziały, jak się zachować. Za kilka dni
podjedzie ciężarówka z napisem „Odpady Wielkogabarytowe” i zabierze
je w ostatnią drogę.
tekst
zbigniew stanisław kaleta