Pan Kierownik Niedużej Sceny Niemłodego Teatru, która mieściła się przy
ulicy, na której nigdy w piosence nie padał deszcz, pod numerem o jeden
większym, od tego najbardziej pechowego, lubił aby wszystko było na
swoim miejscu. Sam też czuł się na swoim miejscu. Wszystko gra, mruknął
z zadowoleniem, widząc porządnie ustawione dekoracje. Drzewa stały prosto,
jak należy podparte szprajsami. Czarny horyzont, obciążony metalową
rurą, ani drgnął. Las, jak się patrzy. Porządek musi być, to było jego ulubione
powiedzenie. Wrócił na zaplecze i z radością stwierdził, że tam wszystko
także było na swoim miejscu, a na stoliku, tak jak być powinno, czekała
filiżanka aromatycznej kawy i poranna gazeta. Przeglądając pachnące jeszcze
drukarską farbą stronice, zwrócił uwagę na szczególny obraz. Niezwykłe
stworzenie w czarnej pelerynie, z czarnym kapeluszem na głowie patrzyło
na niego przenikliwie zza czarnej maski. Zaś pod spodem był wiersz Kazimierza
Malinowskiego „Krowy”.
Nie łudźmy się, krowy widzą wszystko/ Są agentami Przedwiecznego
Szeroko ciągnie się pastwisko /Między ścianami lasu czarnego
Żując powoli swoją trawę/ Wlepiają gały w nas ciekawe
Co też myślimy, co czujemy/ Dlaczego trawy nie żujemy.
Poczuł się nieswojo. Może tak być, pomyślał. Las widział w teatrze nie raz,
nie dwa. Krowy nigdy. Owszem, były psy, konie, koty, żółwie, kaczki, gęsi,
kury, węże. Krowy nie pamięta. Ale może tak być, bo kto wie, jakie tam gały
mogą jarzyć się między tymi drzewami na scenie. Poza tym, krowa to
bardzo porządne Boże Stworzenie. Wszystko ma na swoim miejscu. Z przodu
łeb i rogi, z tyłu ogon. Wiadomo, gdzie przód, a gdzie tył. I łagodna jest,
przyjazna, niezłośliwa. Nie zawsze przecież tak jest. Onegdaj, spotkał Pan
Kierownik przed teatrem mieszczkę, prowadzącą na smyczy coś ogromnie
kudłatego i ujadającego nieznośnie. Dzień Dobry, powiedział Pan Kierownik,
ponieważ cenił uprzejmość. W tejże chwili kudłate stworzenie wyrwało
smycz i dotkliwie ugryzło go w łydkę. Skrzywił się z bólu, ale uprzejmie zapytał.
Przepraszam, gdzie ten piesek ma buzię? Dlaczego pan pyta, zdziwiła
się mieszczka. Bo chciałbym go kopnąć w dupę. Porządek musi być.
tekst
zbigniew stanisław kaleta