Nie, nie różniła się tak bardzo od innych. Nie chciała rzucać się w oczy.
Dostawać na języki. Odstawać od tła. Prowokować na siłę czymkolwiek.
Mimo to, tam w głębi siebie, czuła się nieraz jak krowa w teatrze. Jak ktoś
niezupełnie pasujący do otoczenia. Jak ktoś nie całkiem na swoim miejscu.
Taki ni przypiął, ni przyłatał. Jak biała żaba, zielona wiewiórka, pomarańczowy
królik. Odmieniec. To niezupełnie i nie całkiem brało się stąd, że
zawsze lubiła chodzić wydeptanymi przez siebie ścieżkami. Pić z własnych
tajemniczych źródeł. Unikać narzucanych na siłę wodopojów. Myśleć własnymi
myślami. Patrzeć i widzieć swoimi oczami. Słuchać i słyszeć na własne
uszy. Postępować w zgodzie ze swoim wewnętrznym kodeksem zasad.
Na przekór obiegowym sądom. Wbrew narzucanym przez otoczenie
trendom. Kreowanym przez codzienność zmiennym modom. Miała swój
własny poetycki świat. Swoją prywatną paletę barw. Swoje widzenie rzeczywistości.
Swoje ulubione książki, filmy, utwory muzyczne, obrazy. Niejedno
w życiu widziała. Z niejednej łąki skubała trawę. Rzadko zapraszała
do swego świata nielicznych, sprawdzonych przyjaciół. Tylko tych, którym
ufała. Nie czuła w sobie potrzeby przerabiania wszystkich i wszystkiego
na własne cztery kopyta. Narzucania komukolwiek czegokolwiek. Pragnęła
tylko pozostać sobą. Czuła, że ma do tego prawo.
tekst
zbigniew stanisław kaleta